Dania

8 maja 2014

Po Jutlandii w tę i nazad, czyli jak objechać pół Danii w jeden dzień

Tagi: , , , , , ,

Dania jest bardzo wdzięcznym do zwiedzania krajem, bo wszędzie jest blisko. Każdy kolejny punkt naszej wycieczki był oddalony od poprzedniego nie więcej niż o 2 godziny jazdy. Akuratnie, żeby Marcin  się nie zmęczył oraz żebym mogła zjeść pysznego loda Ben&Jerry.

IMAG0824

Naszym kolejnym celem było miejsce, gdzie Morze Bałtyckie styka się
z Północnym i jednocześnie najdalej na północ wysunięty cypel Danii. Magiczny ów punkt zborny dla obu mórz leży w pobliżu miasteczka Grenen, kilka kilometrów od portowego Skagen. Zostawiliśmy kampera w Skagen
i postanowiliśmy przejść do rzeczonego miejsca plażą, przeczytawszy uprzednio w książeczce Olgi Morawskiej „Wakacje w Danii”, że po drodze są poniemieckie bunkry, do których można wejść. Bunkry uratowały naszą wycieczkę, która bez ich obecności byłaby jedynie dość wyczerpującą przechadzką po bałtyckiej plaży.

Punkt styku mórz nie jest spektakularny, a magiczny tylko wtedy, jak sobie człowiek uswiadomi, że tu oto jedno morze z drugim bajeruje, ale wody się nie mieszają. Z łatwością można jednak to miejsce przegapić, bo nie jest oznaczone. Na niektórych zdjęciach w internecie wyraźnie widać inny kolor obu mórz, jednak z plaży i przy takiej sobie pogodzie trzeba wytężyć wzrok
i wyobraźnię. Co ciekawe, fale obu mórz rozchodzą się w przeciwne kierunki.
A na ich styku leżała martwa foka. Pierwszy raz w życiu widziałam fokę. Szkoda, że w takim stanie.

W Skagen, bezpośrednio na plaży, stoi kilka poniemieckich bunkrów.  Chcąc napisać coś więcej na ich temat, natknęłam się w internecie na informację, że jedna z betonowych pozostałości pośród wydm to nie bunkier, a grób duńskiego pisarza Holgera Drachmanna, który będąc pod nieprzemijającym urokiem tego miejsca, kazał się pochować właśnie pośród tutejszych wydm. Dotarłam również na motocyklowe forum, gdzie dowiedziałam się, że niedaleko Skagen są miejscowości Hirtshals i Hanstholm, gdzie bunkrów, będących częścią Wału Atlantyckiego, jest jeszcze więcej, umeblowanych
i z bronią, więc w obu miejscach zorganizowano muzeum.
Szukając dalej, dotarłam do bloga, na którym przeczytałam, że duński rząd ma w planach zniszczyć 122 bunkry na zachodnim wybrzeżu, bo, jak to uzasadniono, zagrażają ludziom.

Wiadomość jest z 2013 roku, proces niszczenia trwa: jak Dania niszczy bunkry. Nie znam szczegółów takiej decyzji, ale pomysł niszczenia śladów historii, choćby najbardziej czarnej, wydaje mi się kompletnie nietrafiony. Można przecież zabezpieczyć, ogrodzić. Po co niszczyć? Zwłaszcza, że ma to kosztować kupę kasy.

Szkoda, że tam nie zajechaliśmy. Szkoda, że nie przejrzałam internetu przed wyjazdem, spontaniczność musi jednak mieć swoje granice. Nie wiem, czy zdążymy wrócić, zanim wszystko zburzą.

Tuż za bunkrami, na wydmach, jest spory kemping oraz przecudny, ekstremalnie funkcjonalny malutki domek letniskowy, który nas zauroczył.

W Skagen, którego nie zwiedziliśmy (odpokutuję to nieprzygotowanie totalne) jest zasypany piaskiem kościół, z którego wystaje tylko wieża. Dodam, że też go nie widzieliśmy. Shame on us.

Ze Skagen pojechaliśmy z powrotem na południe, do drugiego pod względem wielkości miasta w Danii – Aarhus.

Aarhus to miasto uniwersyteckie, podobnie jak Aalborg. Poprzecinane jest siecią kanałów, nad którymi rozpostarto duuużo mostków. Aarhus wizytowaliśmy 1-go maja, w Święto Pracy, być może to sprawiło, że w każdej knajpce i na ulicach pełno było ludzi. Jednocześnie wszystkie sklepy były otwarte.

Duńczycy lubią wystawiać wszystko na zewnątrz – wieszaki z ubraniami, kosze z butami, kwiatki w doniczkach (kwiatki kochają, nawet krzaki w parku mają doczepione karteczki z wypisanym na nim gatunkiem danego krzaczka). W muzeach zaś NIE MA pani pilnującej w każdej sali. Nie ma nikogo, kto śledzi, co oglądasz, jak oglądasz i czy czasem nie za bardzo oglądasz. Tak samo z tym zewnętrznymi wystawkami – przecież co to za problem wziąć coś z kosza i iść dalej. Nikt nie zauważy. Nikt się nie będzie tego spodziewał. Taką mają wiarę w uczciwość ludzką, taką wiarę w człowieka. U nas to kompletnie w drugą stronę idzie – dziś byłam hipotetycznym złodziejem w Rossmanie
i Empiku , ciągle z asystą ochroniarza, czającego się zza winkla. Czując wzrok na plecach, naprawdę miałam ochotę coś ukraść.

W Aarhus weszliśmy do jednego z licznych w Danii sklepów rowerowych. Ale co to był za sklep. Tysiąc sto siedemset pięknych rowerów. Tu postanowiłam, że kupię sobie kiedyś miejski rower. Piękny, miejski rower z dużymi kołami, na którym będę mogła jeździć w sukience i z kwiatem we włosach. Tak mi się marzy…

Arhus

Głównym celem naszej wizyty w Aarhus był skansen Den Gamle By. Na parkingu przed skansen zupełnie legalnie spędziliśmy noc, aby o 10:05, czyli tuż po otwarciu bram, wkroczyć w XVI wiek.
Den Gamle By zrewolucjonizowało moje dotychczasowe postrzeganie skansenów.

[learn_more caption=”Den Gamle By” state=”open”] Założeniem obiektu jest w jednym miasteczku pokazać zmiany zachodzące w wystroju domów i stylu życia mieszkańców Danii od wieku XVI do czasów współczesnych (obecnie do lat 70. XX wieku, ale skansen wciąż jest rozbudowywany). Wchodzisz jak do małego miasteczka. Na ulicy pozdrawiają Cię ludzie ubrani w stroje z epoki. W domach panuje tradycyjny wystrój. Opisy na kartach informacyjnych wzbogacono o nowoczesne rozwiązania, np. filmy z rzutnika wyświetlane na przezroczystej ścianie z pleksi, tworzące wrażenie hologramu, odgłosy prawdziwego życia wydobywające się zewsząd, interaktywne ekrany przybliżające panujące w danej epoce stosunki i problemy społeczne i wiele, wiele innych. Chaty, domy, mieszkania, ogrody, sklepy, kuźnie place, wszystko naturalnych rozmiarów. Ma to wyglądać, i wygląda tak, jakbyś naprawdę przeniósł się w czasie. [/learn_more]

Nam najbardziej podobała się kamienica z mieszkaniami z lat 70., które wyglądają tak, jakby domownicy na chwilę wyszli, a Ty buszujesz im po chałupie. Woda w kranach, produkty spożywcze z tamtych czasów (autentyczne!), działający telefon z tarczą do wykręcania numerów, programy w tv z tamtych lat. Nawet w pełni umeblowany gabinet ginekologiczny!

To były bardzo bogate w przeżycia poznawcze, bardzo udane dwa dni w tym zróżnicowanym w zrównoważony sposób kraju, jakim jest Dania.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Przecież dzieci z Bullerbyn są ze Szwecji, czyli kolejny dzień w Danii
Na chacie u Wikingów, czyli ostatnie dni w Danii