USA

24 lipca 2019

Waszyngton

Tagi: , , , ,

Jakoś mnie ten Waszyngton nie kręcił. Nie miałam potrzeby, w przeciwieństwie do Marcina, zobaczyć, gdzie dokładnie stoi Marcin Wrona raportując wieści z Białego Domu. Popełniłam błąd – nie przygotowałam się. Żeby zrozumieć Waszyngton, trzeba co nieco wiedzieć o historii Stanów Zjednoczonych, choćby o kluczowych postaciach, dla których stawia się tutaj pomniki. A ja nie wiedziałam, co tak naprawdę dla Ameryki
i ludzkości zrobił Lincoln, dlaczego wywalili mu tak ogromny pomnik i po co mam się z nim fotografować. Suche fakty
z przewodnika nie działają na wyobraźnię. Aż do wczoraj zabierałam się do wpisu z Waszyngtonu jak pies do jeża.
A wczoraj obejrzeliśmy film “Lincoln” w reżyserii Spielberga.
I zrozumiałam, dlaczego ustawili Lincolna na końcu National Mall.

Jeśli planujecie podróż do Waszyngtonu, obejrzyjcie najpierw ten film. A potem hops, na kolanko do Lincolna i buziaczek
w policzek za to, co zrobił w imię wolności i równości.

W Waszyngtonie spędziliśmy tylko jeden dzień. Zobaczyliśmy to, co należy, czyli National Mall i Georgetown, nie schodziliśmy z turystycznego szlaku. Po Nowym Jorku Waszyngton wygląda bardzo przyziemnie, dosłownie – zabudowa jest niska. Podobno wysokość budynku nie może przekraczać szerokości ulicy, przy której się znajduje. Przez to odniosłam wrażenie, że to małe miasto, co jest oczywiście wrażeniem błędnym.

Dojazd z Nowego Jorku

Do Waszyngtonu przyjechaliśmy z Nowego Jorku autobusem sieci MegaBus. Podróż trwa około 4 godzin, bilet im wcześniej kupiony tym tańszy, ceny są bardzo przystępne.

Innym przewoźnikiem jest PeterPan, wybrałam jednak MegaBus, ze względu na różnicę w cenie.

Bilet autobusowy jest o wiele tańszy niż kolejowy, ale
z drugiej strony sama przyjemność wsiadania do pociągu
z monumentalnego Grand Central może być warta swojej ceny.

Gdzie spaliśmy?

Mieszkanko zarezerwowałam przez Airbnb

https://www.airbnb.pl/rooms/23101507?source_impression_id=p3_1563110425_0QAn1jq9NzDQ4BeT

Była to świeżo wyremontowana i dostosowana do wynajmu piwnica jednego z szeregowych domów na przedmieściach. Za dobę zapłaciliśmy nieco ponad 400 zł.
Dom, jak to w Stanach, zbudowany był na drewnianej konstrukcji szkieletowej, więc sufit nad nami skrzypiał przy każdym kroku gospodarzy, mogliśmy też dość wyraźnie usłyszeć ich rozmowy. Jednak nie spędziliśmy w mieszkaniu dużo czasu, a wieczorami było już cichutko. Wszystko było nowe, ładna czysta łazienka, ogromny prysznic i wygodne wielkie łóżko, więc nie mam się totalnie do czego przyczepić, jednak nie polubiłam tego miejsca ze względu na dzielnicę
i wpłynęło to na mój odbiór całego miasta. To było typowe, ciche przedmieście, raczej nieładne, wokół nic ciekawego. Gdybym miała drugi raz jechać do Waszyngtonu, wolałabym dopłacić i znaleźć coś w uroczym downtown – Georgetown.

Tramwaj Streetcar

Genialnym rozwiązaniem komunikacyjnym, sprawiającym, że raz ciach mogliśmy dostać się do miasta i dworca, był darmowy tramwaj. Nazywa się Streetcar i jeździ ulicą H Roard, z dworca do stacji na Benning Road, gdzie mieszkaliśmy. A z dworca to już rzut beretem do Kapitolu.
Miasto planuje z czasem rozszerzyć sieć Streetcarów.

National Mall

To ogromny, długi park, rozpoczynający się monumentalnym Kapitolem, zwieńczony równie monumentalnym Lincolnem
w wersji XXL. Wzdłuż ulic okalających tereny zielone ulokowane są muzea, do których wstęp jest darmowy. My odwiedziliśmy tylko jedno – Muzeum Rdzennych Amerykanów, bo bardzo chciałam zobaczyć Indianina, co się nawet udało – wyszedł na środek i zaśpiewał.
Ponoć najlepsze jest Muzeum Historii Naturalnej

Wokół National Mall nieustannie krąży darmowy autobus Circulator, który dowozi turystów do najważniejszych punktów turystycznych. Polecam tę opcję, bo to ogromny teren i chodzenie pieszo może dać w kość. Sam spacer od Kapitolu do pomnika Lincolna to ponad 3 kilometry, nie licząc odbić, na przykład do Białego Domu.

Przestrzeń parkowa pomiędzy Kapitolem a pomnikiem Lincolna doskonale nadaje się na jogging, który polecam wpleść w zwiedzanie Waszyngtonu.

Nieopodal pomnika Lincolna jest mały parczek, a w nim memoriał poświęcony ofiarom wojny wietnamskiej. Na czarnych płytach, tworzących mur, wypisane są nazwiska wszystkich żołnierzy, którzy zginęli podczas tej wojny. Jest też księga, w której można odszukać konkretną osobę.
Podobnie było w Nowym Jorku, przy pomniku poświęconym ofiarom zamachów 11 września. Wypisanie nazwisk, jedno po drugim, to nadanie twarzy suchym liczbom, jakie przedstawiane są w wiadomościach. Dopiero wtedy widać, ile istnień, w przypadku wojny wietnamskiej młodych chłopców, zginęło niepotrzebnie, w imię czyichś interesów. Mnie nie przekonuje żaden patriotyzm, jestem przeciwko wojnie ideologicznie, ale na tych chłopców i większość Amerykanów to hasło działało.

Biały Dom

Bardziej niż sam Biały Dom ciekawa jest kwestia panującej
w USA wolności słowa. Pod siedzibą prezydenta gromadzą się rozmaite jednostki chcące wyrazić zazwyczaj swoje niezadowolenie. Nie przebierają przy tym w słowach. Hasło „Trump is a dick” na afiszu i wykrzykiwane przez megafon tuż pod Białym Domem nie jest ani gorszące, ani, co więcej, nielegalne. Dopóki niezadowolony ze swojego prezydenta Amerykanin nie powie prezydentowi w oczy „you are a dick”, szarpiąc go przy tym za ramię, nic mu nie grozi. Nie ma dziwnego przepisu o obrazie głowy państwa. Obywatel ma prawo się wypowiedzieć, co gwarantuje KONSTYTUCJA. To święty dokument w Stanach Zjednoczonych.

Książki o USA

Aby lepiej zrozumieć różnice między europejskim
a amerykańskim postrzeganiem roli państwa i relacji tegoż
z obywatelami, polecam książkę „Made in USA” Francuza Guya Sormana. Nie jest najnowsza, ale pewne założenia historyczno-polityczne pozostają niezmienne.
Poza nią, „Inne Stany” Tomasza Zalewskiego i „Wałkowanie Ameryki” Marka Wałkuskiego również są warte przeczytania, jeśli nie obowiązkowe.

Georgetown

Za pomnikiem Lincolna płynie sobie rzeka Potomak,
a wzdłuż niej poprowadzono promenadę, którą dojdziemy do Georgetown. Można się przejść, choć to dość daleko, albo wypożyczyć jedną z elektrycznych hulajnóg, co będzie bardziej wygodną opcją. W tym celu trzeba ściągnąć wcześniej aplikację, czego niestety nie zrobiliśmy, więc zmuszeni byliśmy pospacerować. Waszyngton ma świetnie rozwiniętą sieć rowerów miejskich oraz ścieżek rowerowych, więc warto wziąć pod uwagę tę opcję planując zwiedzanie.

Georgetown jest absolutnie urocze. Wygląda jak doskonała inscenizacja filmu, którego akcja rozgrywa się w małym amerykańskim miasteczku, gdzie wszyscy się znają i mówią sobie “hi, how are you?”. Ulice Georgetown przywodzą na myśl westerny – wystarczy wyrzucić samochody i asfalt, wstawić konie, przebrać ludzi i gotowe – XVIII wiek jak malowany.

Przez Georgetown płynie Chesapeake and Ohio Canal – zakochałam się w małych kamiennych domkach wzdłuż kanału.

Inaczej wygląda Waszyngton z perspektywy promenady nad rzeką Potomak. Tutaj jest nowoczesny, ale jednocześnie bardzo przyjazny. Jest mnóstwo ławeczek, trawników, na których bawią się dzieci, można tu zjeść lunch w ładnych okolicznościach przyrody albo pobiegać. Widzieliśmy też bazę sportową dla kajaków. 

Whole Foods Market

Muszę gdzieś o tym wspomnieć, a to jest dobre miejsce. Sieć marketów Whole Foods. Jest super. Odkryliśmy je już
w Nowym Jorku, ale dopiero w Waszyngtonie stały się naszą posiłkową bazą. Można tu kupić wszelkie produkty bio, non-gmo. Organicznie warzywa i owoca, półprodukty bez żadnej chemii, żadnych konserwantów, kosmetyki bez SLS-ów, parabenów, ropy naftowej, Przede wszystkim gotowe produkty, ZDROWE, niechemiczne, co jest ekstremalnie wygodne, jeśli nie ma się warunków do gotowania albo po prostu czasu i ochoty. Jedyny minus to ceny, ale można je przeboleć w imię zdrowia, wygody, jakości i różnorodności.
Sieć działa w Stanach i w Wielkiej Brytanii.

 

Waszyngton – refleksje

Waszyngton ma takiego pecha, że nie jest Nowym Jorkiem,
a ze względu na bliskość obu miejsc, zazwyczaj oba miasta zwiedza się za jednym pobytem. Jeśli miałabym radzić, to pojedźcie najpierw do Waszyngtonu, potem do Nowego Jorku, bo Big Apple niestety rzuca duży cień – potrafi przyćmić wszystko.

Niemniej jednak teraz, kiedy minął jakiś czas, zdaję sobie sprawę, że stolica USA ma w zasadzie wszystko, co niezbędne do wygodnego życia. Jest przestrzeń, jest rzeka, jest historia, urocze Georgetown, miejsca do rekreacji.
A widzieliśmy jedynie maleńką część tego miasta. Myślę, że żyje się tu dobrze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

New York, New York!
Pastelowa Sarasota. Tak trzeba żyć!