Niemcy

6 sierpnia 2014

Jeszcze inny Bałtyk cz.2 – Klify Konigstuhl w przedpokoju, Nationalpark Jasmund, Rugia.

Tagi: , , , , , ,

Jasmund jest najmniejszym parkiem narodowym w Niemczech. Wśród wielu wartościowych dóbr natury i gatunków fauny i flory, które się tu chroni, uwagę przeciętnego człowieka bez wykształcenia przyrodniczego przyciąga to, co najbardziej malownicze – kredowe wybrzeże klifowe. W szczególności klif Königsstuhl (tron/krzesło króla).

Königsstuhl

Nieznane jest pochodzenie nazwy klifu. Hipotez jest wiele,
a najciekawszą jest legendą, jakoby wieki temu w osobliwy sposób wybierano tu króla – komu udało wspiąć się na skałę, zasiadał na tronie.

Z uwagi na fakt, że jest to najbardziej charakterystyczne miejsce w parku,
w 2004 roku stworzono tu Centrum Turystyczne Königsstuhl, którego głównym zadaniem jest takie zarządzenie ruchem turystycznym, aby nie zakłócić różnorodności biologicznej parku. W projekt żywo zaangażowane są UNESCO i WWF. W budynku Centrum jest sklepik z pamiątkami. Można tu poszerzyć wiedzę na temat Parku Jasmund.

IMAG1814

Do Centrum przyjechaliśmy rowerami malowniczą ścieżką rowerową przez stumilowy, bajkowy las. Z kempingu Kruger Naturcamping pokonaliśmy jakieś 7 km.

Kruger Naturcamping

Główną zaletą tego kempingu jest jego bliskość do Parku Narodowego Jasmund, w którym znajdują się przepiękne klify – kilka kilometrów leśną drogą rowerową. Druga zaleta to panujący tu spokój. I na tym listę zalet bym zamknęła.

Krüger Naturcamping położony jest na uboczu. Dzieli się na dwie części:
I. Pierwsza tuż przy recepcji pomieści kilka, może kilkanaście kamperów. Są tu toalety, ale do pryszniców trzeba przejść się do drugiej części. W recepcji sklepik z podstawowymi artykułami (bułki, mleko, wino).

II. Druga część oddalona jest o jakieś 200 metrów w głąb lasu. Zacieniona, w zasadzie w lesie, trochę ponura. Tu są prysznice (płatne, jesteśmy w Niemczech), kuchnia, bar i zaplecze do obsługi kampera/przyczepy (zrzuty, pobór wody itd) oraz knajpka z telewizorem.

Prawdą jest, że z kempingu widać morze, ale jest one oddalone kilka kilometrów. Tuż przy kempingu trawiaste boiska do siatkówki i piłki nożnej.

Właściciel nie mówi po angielsku i jest panem na włościach – jednemu  z gości, który trąbnął, aby mu otworzyć szlaban odpowiedział, że jedyną osobą, która może tu trąbić jest on sam.

Oceniłabym kemping wyżej, gdyby nie jego cena i brak elastyczności. Za jedną noc zapłaciliśmy 3o EUR (2+2), a za late check-out chciano nam policzyć jak za pół doby.
Swoją drogą, wkurzająca jest ta zasada wykwaterowania o 11:00 obowiązująca na większości kempingów. Nie zostawiamy po sobie brudnego pokoju przecież. Zrozumiałe, jeśli tłok panuje niemiłosierny i na miejsce wyjeżdżającego od razu przyjeżdża następny, ale tu tłoku nie było. Dlatego tylko dwie gwiazdeczki.

Mimo to, miło zapamiętamy kemping Krugera. To tu dziewczyny rozegrały pierwszą w życiu partyjkę szachów. I to tu nawiązały znajomość z rezolutną 4-letnią Niemką, z którą całkiem dobrze nam się rozmawiało. Powiedziała nam, że deszcz musi padać, bo kwiatki tego potrzebują. Jakże proste, jakże prawdziwe, jakże uspokajające.

IMAG1809 IMAG1810

Wstęp na klify kosztuje 15 EUR za 4 osobową rodzinę. To dużo. Jakkolwiek rozumiem, że ochrona przyrody kosztuje, o tyle nie jestem pewna, czy powinno się ściągać z ludzi pieniądze za dostęp do dóbr natury, które są ponoć własnością wszystkich – czy to w postaci opłaty klimatycznej, czy też wstępu do parku narodowego. Rozumiem argumenty za i rozumiem przeciw. I za każdym razem, kiedy wyciągam portfel w momencie, gdy idę podziwiać przyrodę, ogarniają mnie wątpliwości, czy tak powinno być.

Klif Königsstuhl można podziwiać z trzech perspektyw:
1. Z poziomu klifu zobaczymy tzw. Panoramę Viktorii, co nie wymaga od zwiedzającego wysiłku –  ta część jest płatna wspomniane wyżej 15 EUR.
2. Z poziomu plaży, co oznacza pokonanie 500 schodków w dół i potem w górę w drodze powrotnej – zejście jest tuż przy wejściu do Centrum Turystycznego, jednak już poza jego teren, więc jest bezpłatne.
3. Z poziomu nad klifem, co oznacza kolejną, o wiele lżejszą jednak, wspinaczkę – również bezpłatne.

Przy wejściu na klify umieszczono reprodukcję obrazu „Skały kredowe na Rugii”. Do namalowania tego obrazu zainspirowały Caspara Davida Friedricha właśnie rugijskie klify. Bardzo spodobał mi się ten obraz. Okazało się jednak, że wszystko, co na nim namalowano, ma głębsze znaczenie. Zdecydowanie głębsze niż jestem zdolna ogarnąć.

Wikipiedia: „Przedstawiona na obrazie kobieta chwytająca gałęzie krzewu, aby uchronić się przed upadkiem w przepaść, to Christiana Carolina, żona pejzażysty. Jej czerwona suknia symbolizuje chrześcijańską miłość i miłosierdzie. Stary mężczyzna odrzucający laskę i kapelusz oraz na czworakach spoglądający ze skraju urwiska w przepaść jest odniesieniem do rezygnacji i pokory. Jednocześnie pragnie poznania boskiej tajemnicy, ukrytej w świecie natury. Mężczyzna w tradycyjnym, niemieckim kapeluszu jest często utożsamiany z bratem artysty, Christianem. Pogrążoną w rozmyślaniach postać interpretowano też jako uosobienie nadziei. Może to być jednak autoportret Friedricha. Łódź płynąca przez Morze Bałtyckie ku nieznanemu jest alegorią podążania do wieczności – z życia na ziemi do życia w niebie. Symbolizuje długą podróż, którą człowiek musi odbyć by wstąpić do Królestwa Bożego.”

Dla mnie to grupka ludzi po spożyciu trunków w pełnym słońcu w pięknych okolicznościach przyrody, sądząc po pozycji pana na czworakach i pani trzymającej się gałęzi. Taka ówczesna balanga na łonie natury. Nic tu
z boskości nie widzę, zupełnie laicki przekaz. Ładny obrazek do powieszenia w przedpokoju, ot i co zobaczyłam. I teraz mi głupio.

6 thoughts on “Jeszcze inny Bałtyk cz.2 – Klify Konigstuhl w przedpokoju, Nationalpark Jasmund, Rugia.

  1. Ależ Wy przyziemne! Nic poetyckości. Ale muszę przyznać, że mnie też się wydaje, że ten leżący po prostu błaga
    o wodę…

    1. Zwyczajnie mam wątpliwości, czy wszystkie te interpretacje, jakie przypisuje się intencjom malarza czy poety to rzeczywiście to, co miał na myśli

  2. Obok mojego sklepu wisi wielka metalowa krewetka. Taka instalacja.wisi tam juz kilka lat a dopiero sie dowiedzialam ze to ukryty cien ksiezyca

Skomentuj Hanna Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Jeszcze inny Bałtyk. Rugia. Część I – Stralsund.
Jeszcze inny Bałtyk cz.3 – no raj! Przylądek Arkona