Turkiye

7 stycznia 2019

Istanbul – someone calls it chaos…

Tagi: , , , , ,

WSTĘP

Czy to miasto jest bardziej orientalne, czy europejskie? Skłaniam się ku drugiej opcji, bo jako kobieta mogę tu chodzić swobodnie po ulicach nie będąc zaczepianą ni słowem, ni spojrzeniem. Wino i piwo można kupić jedynie
w specjalnych sklepach, ale można. Zdaje się, że Turcja,
a przynajmniej jej zachodnia część, znacznie się zeuropeizowała. Czy to dobrze?

GDZIE MIESZKALIŚMY?

Mieszkaliśmy w dzielnicy Fatih, tuż przy placu Sultanahmet, w obudowanym drewnem domku z widokiem na Błękitny Meczet, a więc w najbardziej charakterystycznym miejscu Istanbułu.

APARTAMENTY AZADE to małe mieszkanka w idealnej lokalizacji. Jak na wielki Istanbuł, mieliśmy stąd blisko wszędzie tam, gdzie chcieliśmy dojść. Widok na Błękitny Meczet z balkonu i na zatokę Bosfor z okien sypialni to było to. Śniadanie jedliśmy w siostrzanym hotelu tuż obok, z jeszcze lepszym widokiem na Bosfor. Polecam!

SAMOCHÓD W ISTANBULE?

W pierwszych dniach musieliśmy pojechać służbowo do Bursy, więc wypożyczyliśmy auto. Zależało mi, żeby wypożyczalnia była na lotnisku i zdawało się, że taką znalazłam.

Wypożyczalnia GREEN MOTION co prawda jest na lotnisku, ale w hali lotów krajowych, do której trzeba wędrować
z walizami jakieś 10 minut. Potem pracownik ładuje walizy do bagażnika i wiezie nas na parking oddalony od lotniska jakieś 30 minut drogi, o czym nie ma mowy przy rezerwacji. Oddanie auta odbywa się na jeszcze innym parkingu, skąd kolejny pracownik wiezie ludzi z powrotem na lotnisko. Takie niedalekie przejazdy w zakorkowanym Istanbule robią dużą czasową różnicę.

Najgorsze jednak było to, że dostaliśmy auto na rezerwie, nie wiedzieliśmy jak głębokiej, po czym utknęliśmy w korku. Wokół żadnej stacji. Musieliśmy włączyć internet, żeby google maps pokierowało nas do najbliższej stacji, a internet
w Turcji tani nie jest.

Wniosek: nie ma co oszczędzać na tańszych wypożyczalniach. Święty spokój jest wart kilkadziesiąt złotych więcej.

Jednak dzięki temu mieliśmy okazję poznać istanbulskie korki. Inne to korki niż te polskie. Śmiejemy się dziś, że gdyby naszych polskich kierowców przenieść do Istanbułu, miasto stanęłoby totalnie. Tam korki tworzą się naprawdę z nadmiaru aut, u nas z nieumiejętności jeżdżenia. Jeśli wierzyć słowom taksówkarza, na 20 milionów mieszkańców(!) przypada 6 milionów samochodów!

No właśnie, taksówki. Mieliśmy szasnę podziwiać kunszt tureckiego sposobu prowadzenia auta jadąc turecką taksówką. Kierowca pędził nadmorską arterią 100 km/h, jedną ręką przeglądał telefon, drugą obsługiwał skrzynię biegów, w międzyczasie zadawał pytania i wymijał samochody. To się nazywa podzielność uwagi.

JEDEN WIELKI GRAND BAZAR

Tak naprawdę, nie wiem, gdzie są jego granice. Kryty bazar to centralna część Grand Bazaru, ale to, co się dzieje wokół murów, to inny świat. Jest jak osobne miasto, w którym każda ulica specjalizuje się w innym rodzaju usług – tu kupisz AGD, tu ozdoby świąteczne, tu gacie, tam jakieś śrubki. Im dalej serca Grand Bazaru, tym mniej pamiątek, świecidełek, ubrań, a więcej rzeczy nudnych z punktu widzenia turysty i kobiety, takich jak wędki, młotki, jakieś sznurki.

Kilka razy ładowaliśmy się przez przypadek w ten handlowy młyn i potem prawie sprintem szukaliśmy drogi wyjścia. Jednak teraz uświadamiam sobie, że te bazary, których w Istanbule i całej Turcji jest mnóstwo, to właśnie jest Turcja. To jest charakter tego narodu, tu się dzieje życie. Wśród tych śrubek, wędek, donosicieli herbaty.

Handel uliczny to krew tureckich ulic. Kiedy proklamowano republikę, podjęto również próby usunięcia ulicznych sprzedawców, całe szczęście z marnym skutkiem. Na ulicy można kupić niemal wszystko. Przede wszystkim jedzonko – bajgle, wszechobecne jesienią pieczone kasztany, małże
z cytryną, kebaby. Ale również perfumy, takie prawdziwe, mieszane na własnych oczach z esencyjnych olejków przez pana ubranego w tradycyjne tureckie szaty, sprzedawane
w maleńkich buteleczkach. Marcin kupił sobie perfumy z sandałowca i ciągle pachnie Turcją. Ja kupiłam perfumy jaśminowe i używam teraz tylko ich. Pachną cudnie.

Najbardziej jednak rozczulali mnie starsi panowie, których cały asortyment stanowiły kilka grzebyczków i paczki chusteczek higienicznych. Wychodzą codziennie z domu, biorą te kilka przedmiotów i idą w miasto. Czy o te kilka lir tu chodzi, czy raczej żeby wyjść z domu, do świata, do ludzi?

DZIELNICA BEYOGLU – ISTIKLAL I PLAC TAKSIM

Dzielnica Beyoglu rozpoczyna się tuż za mostem Galata. Obejmuje zarówno wieżę Galata, jak i długą ulicę Istiklal,
z charakterystycznym tramwajem oraz plac Taksim.  To dość nowoczesna, z porównaniu z Fatih, dzielnica Istanbulu. Pełno tu klimatycznych butików, kawiarni, knajpeczek, galerii, miejscówek. Po naszemu powiedzielibyśmy, że jest tu całkiem hipstersko.

Istiklal Caddesi, czyli ulica Niepodłegłości ma długość 1,6 kilometra i tak naprawdę jest deptakiem, z mnóstwem sklepów wzdłuż i w bocznych uliczkach, zatrzęsieniem knajpeczek i barów oraz wspaniałymi, wielopiętrowymi cukierniami. Wizyta w takiej cukierni to konieczność, nawet jeśli nie jesteście fanami słodyczy. Zamówiliśmy każdy po deserku, wszystkie obłędnie słodkie, przepyszne i zupełnie inne niż znane nam dotychczas.

Ulicę Istiklal wieńczy ogromny plac Taksim, na którym jeszcze nie tak dawno, bo na początku XX wieku, kończył się Istanbuł. Teraz jest miejscem, gdzie odbywają się państwowe uroczystości oraz wszelkie strajki i demonstracje.

MOST GALATA

Przeciągnięty nad Złotym Rogiem most Galata jest dla nas symbolem Istanbułu. W ciągu tych kilku dni przekraczaliśmy go wielokrotnie – dołem i górą. Tu toczy się życie, wśród wędkarzy na moście. Odwiedzają ich koledzy, żony przynoszą jedzenie, wokół dzieciaki kopią piłkę. Ci, którzy nie łowią, sprzedają co się da. Widzieliśmy cwaniaka, który z dwóch butelek zrobił bramkę i pobierał opłatę za możliwość strzelenia gola w tę jego bramkę – taki biznesmen. Generalnie, panuje tu zasada: jak tu zarobić, żeby się nie narobić. Bo nie oszukujmy się, łowienie ryb całymi dniami na wędkę z mostu przesadnie wymagające nie jest.

Złowione z mostu rybki panowie sprzedają w knajpkach portowych, gdzie są pieczone na grillu i serwowane w bułce albo podpłomyku. My skręciliśmy w lewo tuż po zejściu z mostu po stronie Galaty, przeszliśmy uliczkami ze straganami typu brico i kupiliśmy buły w rybackiej knajpie tuż przy przystani z łodziami turystycznymi.

CO TO JEST BOZA?

Boza to odkrycie z książki Orhana Pamuka „Dziwna myśl
w mojej głowie”. Okrycie dla nas, bo przecież nie dla Turków, którzy piją ten napój od stuleci. Boza powstaje ze sfermentowanych zbóż – kukurydzy, prosa, kaszy jęczmiennej, pszenicy. Jest lub raczej była powszechnie pita w krajach bałkańskich i Turcji.  Oficjalnie boza nie zawiera alkoholu, jednak tak naprawdę jakieś ilości przy fermentacji się wytwarzają. Podobno właśnie dlatego była tak popularna w czasach, kiedy alkohol w Turcji to tylko za zamkniętymi drzwiami.

Najlepszą bozę serwują w starej jak sam Istanbuł knajpce Vefa Bozacisi
Na honorowym miejscu wisi tam kubek, z którego pił sam Kemal Ataturk! Knajpka znajduje się w dzielnicy studenckiej, gdzie panuje zgoła inny klimat niż w turystycznej części Istanbułu. Warto się przejść dla samego przejścia, nawet jeśli nie zostanie się miłośnikiem bozy.

TURECKIE LODY

Są lepkie, bardzo zbite, ale nie chodzi tu ani o smak, ani konsystencję. Chodzi o show, jaki robią najlepsi lodziarze wokół zwykłego nakładania loda na wafelek. 

DZIEWCZYNA Z KEBABEB

Kebab to prostu grillowane mięso umieszczone na szpadce. W Turcji nie ma takich kebabów, jakie serwuje się u nas – w wielkiej bułce pita z morzem sosów i surówkami.

W Polsce zakorzenił się döner kebab, co oznacza, że wielki blok mięsa, najlepiej baraniego, ale często jest to mięso wołowe albo drobiowe, opiekane jest na pionowym ruszcie.

Najprostsza forma kebaba to dürüm, czyli mięso zawinięte w podpłomyk, czasem z dodatkiem pomidora i frytek.

Klasycznie, kebab podawany jest na talerzu, z ryżem, opiekanymi warzywami, czasem jogurtem.
Marcin z dziewczynami w Bursie jedli pochodzącą stamtąd wersję z sosem pomidorowym, zwaną iskender.

Tuż przy Błękitnym Meczecie, w zasadzie u jego stóp, działa klasyczny turecki karawanseraj, z muzyką na żywo i sziszą. Do późnych godzin wieczornym siedzą tam i turyści, i lokalsi. Serwują pyszne kebaby na wiele sposobów. Uwaga – nie ma piwa i w ogóle alkoholu. To zresztą norma w ulicznych jadłodajniach. Jeśli piwko, to w hotelu albo restauracji.

IKI CAY, CZYLI DWIE HERBATY

Herbata to narodowy trunek w krajach arabskich. W Turcji herbatę pije się czarną, z cukrem. Co prawda w małych porcjach, w zgrabnych szklaneczkach, za to sumarycznie w nieograniczonych ilościach. Czytałam, co potwierdziło się w obserwacjach, że powinno się zawsze zostawić odrobinkę na dole szklaneczki. Same szklaneczki to temat na książkę, a na pewno album – są cudne. Szklane, porcelanowe, metalowe, kolorowe, szalone, klasyczne, eleganckie, proste, zdobione – szał. Dla przyjemności trzymania ich w dłoniach chcę się tę herbatę pić.

Lubię Istanbuł. Ciągły ruch i gwar, nawoływania ulicznych sprzedawców, których przez wieki nie udało się z tych ulic usunąć. Lubię widok minaretów wystających z każdej strony miasta i zawodzące śpiewy muezinów. Lubię nawet dziwną
w smaku bozę i ociekające miodem baklawy. Lubię ayran
i herbatę pitą o każdej możliwej porze dnia i nocy. A kebaby lubię absolutnie najbardziej.

Cieszę się, że jestem w Istanbule tylko turystką i nie czuję tego wewnętrznego smutku, który zgodnie ze słowami Orhana Pamuka czuje każdy mieszkaniec tego wielkiego miasta. Smutku wynikającego z faktu, że po potężnym imperium Osmanów niewiele zostało, a tuż obok przecudnych meczetów chylą się ku ziemi zrujnowane kamienice.

2 thoughts on “Istanbul – someone calls it chaos…

  1. Tak mi się przypomniało… Ta podzielność uwagi arabskich, muzułmańskich taksówkarzy to chyba ich cecha narodowa! Po osmańskiej pustyni, z prędkością światła, w każdym razie takie miałam wrażenie, a raczej serce w gardle, wiózł nas przemiły pan, który prowadząc auto po pustynnych, bezdrożnych wydmach, zmieniał karty w telefonach, podjadał łakocie i zawzięcie konwersował sam z sobą

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Dwie Toskanie.
Uważaj, wielbłąd! Jordania.